środa, 26 marca 2014

zagadka XXIV


Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale tym razem uczucie, jakim obdarzyłem pewną kobietę, okazało się silniejsze ode mnie. Często po zakończeniu zajęć na uczelni musiałem jakieś pół godziny czekać na autobus. Pogoda nie zawsze dopisywała, więc udawałem się do pobliskiego centrum handlowego, by połazić albo zahaczyć o jakiś Empik i coś sobie kupić.
Pewnego dnia postanowiłem sprawić sobie nową koszulę. Przebyłem wiele pięter, jednak nie umiałem się zdecydować. I wtedy zobaczyłem ją. Pracowała w jednym z droższych odzieżowych sklepów i nie wyglądała na szczęśliwą z tego powodu. Ani szefowa, ani inne pracowniczki nie zwracały na nią uwagi. Poczułem smutek.
Od tamtej pory przechodziłem obok sklepu niemal codziennie, licząc, że mnie rozpozna. Jaki byłem głupi! Za każdym razem, gdy przemykałem obok jak cień, widziałem ją podczas jej żmudnej i uwłaczającej godności pracy. Chciałem do niej podejść i zapytać się, czy umówi się ze mną na kawę, ale byłem tchórzem.
To ciągnęło się już drugi miesiąc. Czułem do siebie żal o to, że do niej nie zagadałem i że przede wszystkim nie powiedziałem innym pracownikom, co o nich myślę. Planowałem to, ale teorię trudno było przełożyć na praktykę.
Wreszcie jednak wciągnąłem powietrze, wziąłem się w garść i dopiąłem swego. Podszedłem do niej, wyjawiłem jej, co czuję, a potem wyrwałem ją prosto ze sklepu ku narzekaniu starej i brzydkiej kierowniczki.
- Nie przejmuj się tą lampucerą – uspokoiłem ją, choć nadal nie potrafiła się wyluzować.
Odtąd wszędzie chodziliśmy razem. Nie obchodziło mnie to, że do siebie nie pasowaliśmy i ludzie nas obgadywali. Liczyła się miłość oraz szczerość.
Rutyna jednak nas poróżniła. Wydawało mi się, że zaczynam dostrzegać jej oziębłość wobec mnie. Stwierdziłem, że to wszystko było tylko udawane, że chciała wydoić ze mnie pieniądze i wystawić mnie na pośmiewisko. I… zrobiłem to… Uderzyłem ją cegłą w głowę.
Musiałem schować gdzieś ciało. Zrozumiałem, że jestem potworem, lecz instynkt nakazywał mi zakopać ją w trudno dostępnym miejscu. Pojechałem w nocy na działkę mojego dziadka, wziąłem łopatę i wrzuciłem plastikowy worek z zwartością na sam dół. Potem zakopałem dół z powrotem.
Ale coś w środku, jakiś głos sumienia, podpowiadał, abym się przyznał. Czułem chyba grzech, który popełniłem. Po tygodniu nie wytrzymałem i przyznałem się do wszystkiego na policji. Kazali mi wskazać miejsce. Gdy ją wykopywali, przeszedł mnie dreszcz. Co ja najlepszego zrobiłem?
Najwyraźniej jednak gliniarze nie przejęli się sprawą, mówiąc, że nie mogą mnie za to osadzić w więzieniu.


3 komentarze:

  1. Czyżby facet porwał ze sklepu manekina? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Koleś porwał manekina. Wydaje mi się, że jest nawet film o czymś takim tylko nie pamiętam jak się nazywa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyna była manekinem

    OdpowiedzUsuń