środa, 26 marca 2014

zagadka XXII


Pracuję w firmie, w której praktycznie ciągle jestem w podróży. Kiedy wyjeżdżam z Polski do innych krajów, zazwyczaj zostaję tam na miesiąc lub dwa. Lubię to, co robię, a fakt, że nie założyłem rodziny, sprawia, że nikt nie ma mi za złe mojej długiej absencji.
W firmie tej mam także znajomą, którą prześladuje pewna zjawa. Tak, wiem, to brzmi niewiarygodnie, jednak znam Gosię – bo tak ma na imię moja znajoma – i wiem, że jest normalną kobietą. Może to zabrzmi naiwnie, ale naprawdę jej wierzę. Poza mną nikt praktycznie nie wie, z jakim problemem się ona boryka.
Wszystko zaczęło się z momencie, gdy mając zaledwie pięć lat Gosia w jednym ze sklepów z antykami zbiła tajemniczą wazę. Od tamtej pory każdej nocy odwiedzała ją upiorna, zakapturzona zjawa, szepcząca dziwne frazy. Według jej opisu stwór zamiast twarzy posiada tylko martwą tkankę, a jego ręce przypominają nieopierzone skrzydła. Jak wspomniałem, istota ta pojawia się tylko nocą, a znika wraz z momentem, gdy pierwszy promień słońca pojawi się na niebie.
Kiedy Gosia mówiła mi o całym tym zdarzeniu, zapytałem:
- Jak wytrzymywałaś te wizyty przez ponad dwadzieścia sześć lat? Ja chyba trafiłbym do czubków.
- Wiesz, nie było łatwo – odpowiedziała. – W dzieciństwie rzeczywiście potrzebowałam pomocy psychologów, a niekiedy i nawet psychiatry, ale potem zrozumiałam, że ten upiór, pomimo że wyglądał makabrycznie i miał złe intencje, nie mógł mi niczego zrobić. Przez całą noc stał przy mnie i mruczał coś w niezrozumiałym języku, ale z czasem tak się do niego przyzwyczaiłam, że nawet wstawałam o trzeciej w nocy i jak gdyby nigdy nic szłam się czegoś napić. Kiedy ten potwór znikał, zawsze zostawiał mi karteczkę z dziwnym numerem. Czasami było to 11, a czasami 10 lub 9. Zimą z kolei 8, 7 lub 6. Dopiero niedawno zrozumiałam, że chodzi o ilość godzin.
- Jakich godzin? – spytałem.
- Nie wiem dokładnie. Ale chyba godzin, których brakowało mu do zrobienia mi czegoś. Może tyle czasu potrzebował właśnie do wypowiedzenia całej formułki. W każdym razie nigdy mu się to nie uda.
Gosia była niepoprawną optymistką i za to ją właśnie lubiłem. Szefostwo wszędzie wysyłało nas razem. Litwa, Estonia, Niemcy, Wielka Brytania, Rumunia – w niektórych z tych miejsc byliśmy nawet po trzy razy i strasznie cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Oczywiście zawsze chciałem zobaczyć tę zjawę, ale wyglądało na to, że jest ona widoczna tylko dla niej.
Nie mniej czułem, że istniała, bo w nocy nieopodal Gosi dominowało przygnębiające, nieziemskie wręcz zimno, jakby wyjęte z otchłani kosmosu. Tak, dokładnie tak właśnie bym to określił. Przysiągłbym też, że słyszałem ciche mruczenie.
Gdzieś w połowie listopada szef przydzielił nam miejsce, które było znacznie bardziej odległe od tych, w których bywaliśmy wcześniej. Mieliśmy trzy miesiące, licząc od grudnia, zabawić w Islandii, gdzie ponoć mieszkał pewien biznesmen gotowy podjąć z nami współpracę.
To jednak będzie najsmutniejsza wyprawa, w jakiej będę uczestniczyć. Wiem, że Gosia prawdopodobnie z niej już nie wróci.

2 komentarze:

  1. Na Islandii jest noc polarna, prawda? Czyli zjawa będzie miała wystarczająco dużo czasu aby zrobić coś dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z początku myślałam, że chodzi o liczbę jej wypraw zagranicznych. Miałaby 11 miejsc, które mogła zwiedzić. Zjawa doszła do 6, a zostało wymienionych 5 państw, do których się wybrała, czyli idealnie by pasowało. Ale komentarz u góry brzmi rozsądniej - trzeba się w końcu nauczyć geografii.

    OdpowiedzUsuń