czwartek, 18 lutego 2016

zagadka XLIV

Zbliżała się godzina trzynasta, kiedy do pokoju inspektora Neraka wszedł oficer ABW. Obaj panowie znali się jeszcze ze szkoły średniej. Po serdecznym przywitaniu przybysz poprosił kolegę o pomoc. - Od pewnego czasu obserwujemy członków doskonale zorganizowanej grupy handlarzy narkotyków. Przed chwilą od informatora dostałem wiadomość, że dziś w pewnej kawiarni w Rynku jeden z nich ma przekazać pendrive'a z bardzo ważnymi informacjami członkowi innej grupy przestępczej. Bardzo mi zależy na przechwyceniu tego elektronicznego nośnika. Czy po starej znajomości mógłbyś mi pomóc?
Nerak chętnie się zgodził i kilka minut później obaj panowie zjawili się w kawiarni, w której miało nastąpić przekazanie pendrive'a. Usiedli przy stoliku pod oknem i dyskretnie zaczęli obserwować salę oraz klientów.
Kilka minut po trzynastej do lokalu wszedł młody blondyn ostrzyżony na jeżyka. Chwilę rozglądał się po sali i usiadł przy stoliku sąsiadującym z tym, który zajmował szpakowaty mężczyzna czytający kolorowy tygodnik. Nerak zauważył, że kiedy blondyn zjawił się w kawiarni, szpakowaty, który według oficera ABW był jednym z członków inwigilowanego przez nich gangu, dwa razy przejechał ręką po włosach. „Z pewnością był to znak rozpoznawczy" - pomyślał inspektor.
Szpakowaty przywołał kelnera i kiedy składał zamówienie, odłożył gazetę na wolne krzesełko. Po chwili wziął ją
blondyn i zaczął przeglądać. Dziesięć minut później z toalety wyszła, ubrana na sportowo, młoda kobieta z plecakiem przewieszonym przez ramię. Przechodząc obok obserwowanych mężczyzn, wyciągnęła z plecaka paczkę papierosów i poprosiła palącego blondyna o podanie ognia. Kiedy z papierosem w ustach pochylała się w kierunku zapalniczki, plecak zsunął się jej z ramienia i uderzył blondyna. Dziewczyna przeprosiła i, kołysząc zalotnie biodrami, ruszyła w kierunku wyjścia.
Oficer ABW przez ukryty w rękawie marynarki mikrofon krótkofalówki polecił czkającym na zewnątrz funkcjonariuszom zatrzymać niewiastę. Chwilę potem szpakowaty dopił kawę espresso oraz koniak, przywołał kelnera, zapłacił mu i ruszył w kierunku wyjścia. Kilka sekund później blondyn zgasił papierosa, położył tygodnik na krześle i również wyszedł z lokalu. Obydwaj zostali natychmiast zatrzymani i dołączyli do siedzącej już w radiowozie dziewczyny z plecakiem. Mimo skrupulatnego przeszukania, ani u dziewczyny, ani u obu mężczyzn nie znaleziono pendrive'a. Nie było go także między kartkami tygodnika, który pozostawił na krzesełku blondyn.
- Jestem pewny swojego informatora - stwierdził zakłopotany oficer ABW.  
- Ten pendrive został na sto procent przekazany. Tylko gdzie jest?   
Inspektor poklepał kolegę po ramieniu i zadowolony z siebie oświadczył:
- Ja wiem.    













WOJCIECH CHĄDZYŃSKI

ŹRÓDŁO: ANGORA 2010

zagadka XLIII

Niedzielne przedpołudnie upływało w żółwim tempie. Muzeum od momentu jego otwarcia odwiedziło tylko pięć osób. Pani Ala, pilnująca sal z obrazami na pierwszym piętrze, zamknęła książkę, z trudem podniosła się z krzesła i ruszyła na obchód. Zwiedzających co prawda nie było, ale regulamin nakazywał sprawdzanie galerii co pół godziny. Kiedy weszła do sali, w której wisiało wspaniałe płótno Antona van Dycka, minęła jednego z pracowników ochrony, sprawujących pieczę nad muzeum. Szedł szybkim krokiem i nerwowo spoglądał na zegarek.
- Widać i jemu czas się dłuży - pomyślała pani Ania i poczłapała dalej.
Przeraźliwe wycie urządzenia alarmowego rozdarło ciszę w chwili, kiedy wchodziła do ostatniego pokoju. Sygnał dobiegał z jednej z sal, które miała pod opieką, i informował, że któryś z obrazów został zdjęty ze ściany. Dysząc z przejęcia, ruszyła z powrotem.
- Całe szczęście, że jest ten ochroniarz - szepnęła do siebie. - Sama bałabym się tam wchodzić.
Kiedy wbiegła do sali, przeżyła szok. Na ścianie, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się niewielkich rozmiarów obraz Wojciecha Kossaka, sterczał tylko hak. Kątem oka dostrzegła też wybitą szybę w otwartym oknie.
- Pani Aniu, proszę nie podchodzić - krzyknął pracownik ochrony. - Złodziej na pewno zostawił ślady i może je pani zatrzeć.
Kilka minut później do muzeum przyjechał inspektor Nerak. Obejrzał dokładnie salę wystawową i poprosił ochroniarza o relację.
- To wszystko wydarzyło się kilka minut później, jak minąłem się z panią Anią. Ona szła w kierunku ostatniej sali, ja w stronę pierwszej, z której prowadzą schody na parter. Kiedy byłem na klatce schodowej, usłyszałem alarm. Natychmiast wróciłem. Złodziej musiał cały czas stać na rusztowaniu okalającym muzeum i obserwować salę z Kossakiem. Mógł sobie tam stać spokojnie, ponieważ okna tej sali wychodzą na nieuczęszczane podwórko. Był więc pewien, że nikt go nie zauważy. Kiedy zobaczył, że z panią Anią oddaliliśmy się, wybił szybę, otworzył okno od zewnątrz, wszedł do środka, zdjął obraz i uciekł przez otwarte okno. A tyle razy mówiłem dyrektorowi, że to rusztowanie na zewnątrz budynku skusi kiedyś złodziei.
- Kto dziś z obsługi muzeum jest w pracy? - zapytał Nerak.
- Tylko ja i pani Ania - oświadczył ochroniarz.
Nerak rozejrzał się po sali. Cała podłoga lśniła blaskiem wypucowanego parkietu. Inspektor podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Kilka centymetrów poniżej zewnętrznego parapetu, na zbitym z desek podeście rusztowania, dostrzegł ślady butów i kawałki szyby.
- Czy może pan opisać złodzieja? - zapytał policjant ochroniarza.
- Bardzo mgliście. Kiedy wbiegałem do sali, akurat zeskakiwał na rusztowanie. Podbiegłem do okna, lecz zobaczyłem tylko jego plecy. Był w czarnej skórzanej kurtce, niebieskich dżinsach i białych adidasach. Błyskawicznie zsunął się po drabince na ziemię, przeskoczył niewielki płot okalający podwórko i umknął. Ani przez chwilę nie widziałem jego twarzy.
Nerak jeszcze raz wyjrzał przez okno, potem odwrócił się do ochroniarza i oznajmił:
-Aresztuję pana pod zarzutem kradzieży. Jestem pewny, że nie było żadnego włamania, a obraz pan zdjął ze ściany i gdzieś ukrył.

Na jakiej podstawie inspektor Nerak oskarżył pracownika ochrony?












WOJCIECH CHĄDZYNSKI

ŹRÓDŁO: ANGORA 2010