czwartek, 10 sierpnia 2017

zagadka obrazkowa


poniedziałek, 10 lipca 2017

Zagadka na inteligencje


zagadka XLV

Bomba w galerii wybuchła kilka minut po godzinie szesnastej, kiedy na szczęście w środku nie było już zwiedzających. W całym budynku wyleciały szyby, ale poza tym większych strat nie odnotowano. W momencie wybuchu obok budynku przejeżdżał radiowóz policyjny. Jego załoga przez radiostację poinformowała oficera dyżurnego i zatrzymała cztery osoby, które akurat znajdowały się w bliskim sąsiedztwie miejsca zdarzenia, aby dowiedzieć się, czy nie widziały czegoś podejrzanego. Wśród tej czwórki trzy osoby były przypadkowymi przechodniami, natomiast czwartą była młoda, ładna brunetka, ubrana w wytarte dżinsy i błękitną bluzę, która stwierdziła, że od godziny piętnastej siedziała na skraju parku, kilkadziesiąt metrów od gmachu galerii, i malowała sąsiadujący z nią zabytkowy kościół.

Kiedy inspektor Nerak przyjechał na miejsce zdarzenia, technicy z ekipy dochodzeniowo-śledczej pracowali już pełną parą. Nerak przesłuchał przechodniów, lecz ci oświadczyli, że nic szczególne nie rzuciło im się w oczy. Natomiast brunetka poinformowała inspektora, że kilkadziesiąt minut przed godziną szesnastą dostrzegła dwóch mężczyzn wchodzących do galerii z jakimiś torbami. Wyszli dokładnie o szesnastej, a wie to stąd, że o pełnej godzinie zadzwonił dzwon na kościelnej wieży.

- Czy zapamiętała pani, jak wyglądali? - zapytał Nerak.

- Ten pierwszy był wysokim blondynem, ten drugi - trochę niższy, to łysiejący brunet z brzuszkiem. Kiedy wychodzili, toreb już nie mieli. Szkoda, że im się dokładniej nie przyjrzałam. No, ale skąd mogłam wiedzieć, że to mogą być terroryści. Pamiętam jeszcze tylko, że wsiedli do niebieskiego audi i odjechali w kierunku centrum miasta.

Słuchając plastyczki, Nerak dokładnie przyjrzał się sztaludze stojącej kilka metrów od radiowozu. Spoczywał na niej prostokątny karton, do którego przymocowana była kartka papieru o chropowatej fakturze, na której widać było namalowany akwarelami fragment świątyni. Przy sztaludze stało niewielkie, składane krzesełko, a obok niego drewniane pudełko z akwarelowymi farbami, kilka pędzelków, skórzana torebka i aktualny tygodnik.

Kiedy dziewczyna skończyła zeznawać, Nerak, tknięty przeczuciem, poprosił sierżanta Wrzoska, aby ten zawiózł ją do komendy. Sam natomiast podjechał do siedziby Straży Miejskiej i poprosił o pokazanie nagrania z kamery, którą miesiąc wcześniej zamontowano na słupie stojącym w pobliżu galerii. Okazało się, że jest zepsuta, nie obraca się i zarejestrowała jedynie ten fragment chodnika, gdzie siedziała plastyczka ze swoją sztalugą. Na szczęście nagranie było bardzo wyraźne. Policjant dokładnie przyjrzał się dziewczynie oraz leżącym obok niej przedmiotom. Widok był taki sam, jaki zapamiętał, kiedy widział go na żywo.

Inspektor podziękował strażnikom i zadzwonił do sierżanta Wrzoska:

- Proszę zatrzymać artystkę. Podejrzewam, że jest powiązana z terrorystami. Siedziała „na oku", a potem podała nam fałszywe rysopisy, aby skierować nasze poszukiwania w mylnym kierunku. Pomysł z malowaniem obrazka był niezły, ale panienka przeoczyła jeden szczegół, który ją zdemaskował.
 
Jaki szczegół miał inspektor Nerak na myśli?



WOJCIECH CHĄDZYŃSKI
 
Źródło: ANGORA 2012

czwartek, 18 lutego 2016

zagadka XLIV

Zbliżała się godzina trzynasta, kiedy do pokoju inspektora Neraka wszedł oficer ABW. Obaj panowie znali się jeszcze ze szkoły średniej. Po serdecznym przywitaniu przybysz poprosił kolegę o pomoc. - Od pewnego czasu obserwujemy członków doskonale zorganizowanej grupy handlarzy narkotyków. Przed chwilą od informatora dostałem wiadomość, że dziś w pewnej kawiarni w Rynku jeden z nich ma przekazać pendrive'a z bardzo ważnymi informacjami członkowi innej grupy przestępczej. Bardzo mi zależy na przechwyceniu tego elektronicznego nośnika. Czy po starej znajomości mógłbyś mi pomóc?
Nerak chętnie się zgodził i kilka minut później obaj panowie zjawili się w kawiarni, w której miało nastąpić przekazanie pendrive'a. Usiedli przy stoliku pod oknem i dyskretnie zaczęli obserwować salę oraz klientów.
Kilka minut po trzynastej do lokalu wszedł młody blondyn ostrzyżony na jeżyka. Chwilę rozglądał się po sali i usiadł przy stoliku sąsiadującym z tym, który zajmował szpakowaty mężczyzna czytający kolorowy tygodnik. Nerak zauważył, że kiedy blondyn zjawił się w kawiarni, szpakowaty, który według oficera ABW był jednym z członków inwigilowanego przez nich gangu, dwa razy przejechał ręką po włosach. „Z pewnością był to znak rozpoznawczy" - pomyślał inspektor.
Szpakowaty przywołał kelnera i kiedy składał zamówienie, odłożył gazetę na wolne krzesełko. Po chwili wziął ją
blondyn i zaczął przeglądać. Dziesięć minut później z toalety wyszła, ubrana na sportowo, młoda kobieta z plecakiem przewieszonym przez ramię. Przechodząc obok obserwowanych mężczyzn, wyciągnęła z plecaka paczkę papierosów i poprosiła palącego blondyna o podanie ognia. Kiedy z papierosem w ustach pochylała się w kierunku zapalniczki, plecak zsunął się jej z ramienia i uderzył blondyna. Dziewczyna przeprosiła i, kołysząc zalotnie biodrami, ruszyła w kierunku wyjścia.
Oficer ABW przez ukryty w rękawie marynarki mikrofon krótkofalówki polecił czkającym na zewnątrz funkcjonariuszom zatrzymać niewiastę. Chwilę potem szpakowaty dopił kawę espresso oraz koniak, przywołał kelnera, zapłacił mu i ruszył w kierunku wyjścia. Kilka sekund później blondyn zgasił papierosa, położył tygodnik na krześle i również wyszedł z lokalu. Obydwaj zostali natychmiast zatrzymani i dołączyli do siedzącej już w radiowozie dziewczyny z plecakiem. Mimo skrupulatnego przeszukania, ani u dziewczyny, ani u obu mężczyzn nie znaleziono pendrive'a. Nie było go także między kartkami tygodnika, który pozostawił na krzesełku blondyn.
- Jestem pewny swojego informatora - stwierdził zakłopotany oficer ABW.  
- Ten pendrive został na sto procent przekazany. Tylko gdzie jest?   
Inspektor poklepał kolegę po ramieniu i zadowolony z siebie oświadczył:
- Ja wiem.    













WOJCIECH CHĄDZYŃSKI

ŹRÓDŁO: ANGORA 2010

zagadka XLIII

Niedzielne przedpołudnie upływało w żółwim tempie. Muzeum od momentu jego otwarcia odwiedziło tylko pięć osób. Pani Ala, pilnująca sal z obrazami na pierwszym piętrze, zamknęła książkę, z trudem podniosła się z krzesła i ruszyła na obchód. Zwiedzających co prawda nie było, ale regulamin nakazywał sprawdzanie galerii co pół godziny. Kiedy weszła do sali, w której wisiało wspaniałe płótno Antona van Dycka, minęła jednego z pracowników ochrony, sprawujących pieczę nad muzeum. Szedł szybkim krokiem i nerwowo spoglądał na zegarek.
- Widać i jemu czas się dłuży - pomyślała pani Ania i poczłapała dalej.
Przeraźliwe wycie urządzenia alarmowego rozdarło ciszę w chwili, kiedy wchodziła do ostatniego pokoju. Sygnał dobiegał z jednej z sal, które miała pod opieką, i informował, że któryś z obrazów został zdjęty ze ściany. Dysząc z przejęcia, ruszyła z powrotem.
- Całe szczęście, że jest ten ochroniarz - szepnęła do siebie. - Sama bałabym się tam wchodzić.
Kiedy wbiegła do sali, przeżyła szok. Na ścianie, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się niewielkich rozmiarów obraz Wojciecha Kossaka, sterczał tylko hak. Kątem oka dostrzegła też wybitą szybę w otwartym oknie.
- Pani Aniu, proszę nie podchodzić - krzyknął pracownik ochrony. - Złodziej na pewno zostawił ślady i może je pani zatrzeć.
Kilka minut później do muzeum przyjechał inspektor Nerak. Obejrzał dokładnie salę wystawową i poprosił ochroniarza o relację.
- To wszystko wydarzyło się kilka minut później, jak minąłem się z panią Anią. Ona szła w kierunku ostatniej sali, ja w stronę pierwszej, z której prowadzą schody na parter. Kiedy byłem na klatce schodowej, usłyszałem alarm. Natychmiast wróciłem. Złodziej musiał cały czas stać na rusztowaniu okalającym muzeum i obserwować salę z Kossakiem. Mógł sobie tam stać spokojnie, ponieważ okna tej sali wychodzą na nieuczęszczane podwórko. Był więc pewien, że nikt go nie zauważy. Kiedy zobaczył, że z panią Anią oddaliliśmy się, wybił szybę, otworzył okno od zewnątrz, wszedł do środka, zdjął obraz i uciekł przez otwarte okno. A tyle razy mówiłem dyrektorowi, że to rusztowanie na zewnątrz budynku skusi kiedyś złodziei.
- Kto dziś z obsługi muzeum jest w pracy? - zapytał Nerak.
- Tylko ja i pani Ania - oświadczył ochroniarz.
Nerak rozejrzał się po sali. Cała podłoga lśniła blaskiem wypucowanego parkietu. Inspektor podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Kilka centymetrów poniżej zewnętrznego parapetu, na zbitym z desek podeście rusztowania, dostrzegł ślady butów i kawałki szyby.
- Czy może pan opisać złodzieja? - zapytał policjant ochroniarza.
- Bardzo mgliście. Kiedy wbiegałem do sali, akurat zeskakiwał na rusztowanie. Podbiegłem do okna, lecz zobaczyłem tylko jego plecy. Był w czarnej skórzanej kurtce, niebieskich dżinsach i białych adidasach. Błyskawicznie zsunął się po drabince na ziemię, przeskoczył niewielki płot okalający podwórko i umknął. Ani przez chwilę nie widziałem jego twarzy.
Nerak jeszcze raz wyjrzał przez okno, potem odwrócił się do ochroniarza i oznajmił:
-Aresztuję pana pod zarzutem kradzieży. Jestem pewny, że nie było żadnego włamania, a obraz pan zdjął ze ściany i gdzieś ukrył.

Na jakiej podstawie inspektor Nerak oskarżył pracownika ochrony?












WOJCIECH CHĄDZYNSKI

ŹRÓDŁO: ANGORA 2010

wtorek, 20 października 2015

zagadka XLII

   - Panie inspektorze, jest dla pana robota - zameldował przez radiotelefon oficer dyżurny. - Proszę podjechać na ulicę Tulipanową. W willi należącej do Barbary J. zamordowano młodą kobietę.
   Nerak przyczepił do dachu swojego samochodu „koguta" i ruszył z piskiem opon. Kilka minut później był pod wskazanym adresem. Przed willą czekał już na niego sierżant Wrzosek. Bałagan, jaki panował w przydomowym ogrodzie, świadczył, że jeszcze kilka minut temu musiała się tu odbywać niezła balanga. W piwnicy, tuż obok remontowanych kamiennych schodów leżały zwłoki młodej kobiety. Na błękitnym żakiecie jej garsonki widać było plamę krwi. W salonie siedziało kilka osób, przejętych tym, co się przed chwilą wydarzyło. Nerak kazał sierżantowi Wrzoskowi przesłuchać zebranych, a sam zajął się właścicielką willi.
   - To straszne nieszczęście - informowała roztrzęsionym głosem Barbara J. - Dziś, z okazji moich imienin, zorganizowałam imprezę w ogrodzie. W pewnym momencie pochwaliłam się mojej przyjaciółce Annie, że mam w piwniczce butelkę kilkudziesięcioletniego Chateau Lafite-Rothschild. Ania, która też była wielką znawczynią i miłośniczką win, natychmiast chciała tę butelkę zobaczyć. Niezauważone przez nikogo z bawiących się w ogrodzie, weszłyśmy do domu...
   Inspektor przerwał gospodyni i ruszył w kierunku piwnicy. W tym czasie sierżant Wrzosek przesłuchiwał szczupłą blondynkę.
   - Usłyszałam jakiś taki przytłumiony huk dobiegający z domu, ale nie zwróciłam na niego specjalnej uwagi. Sądziłam, że ktoś otwiera szampana. Chwilę później do ogrodu wbiegła Basia, krzycząc histerycznie, że stało się nieszczęście. Jestem pielęgniarką, więc natychmiast pobiegłam do ofiary. Jednak Ania już nie żyła.
   Inspektor otworzył drzwi od piwnicy. Na dość stromych kamiennych schodach leżała kładka zbita z desek, które spinały poprzecznie przymocowane drewniane listwy.
   - Schody są w remoncie, stąd ten pomost - informowała Barbara J. - Kiedy zaczęłam schodzić, Anna była już prawie na dole. W pewnym momencie potknęłam się i z ramienia spadła mi torebka, w której był pistolet, z którym się nigdy nie rozstaję. Gdy torebka upadła, znajdująca się w niej broń wypaliła. Kula trafiła Annę w  plecy. Kiedy nachyliłam się nad nią, już nie żyła. Dlatego natychmiast zadzwoniłam na policję. Oczywiście mam pozwolenie na posiadanie pistoletu.
   Inspektor podniósł elegancką, wykonaną z wężowej skóry torebkę. W jej bocznej ściance dostrzegł dziurę, przez którą wyszła kula. Chwilę się jej przyglądał, a następnie oświadczył:
   - Zabieram torebkę do naszego laboratorium i proszę, aby pani przyszła jutro do komendy. Mam jeszcze do pani parę pytań.
   Na drugi dzień rano w pokoju Neraka zjawił się technik kryminalistyki i oświadczył:
   - Na wewnętrznej stronie torebki odkryliśmy ślady prochu. Takie same znaleziono na plecach błękitnego żakietu garsonki, w którą była ubrana denatka.
   Siedzący przy sąsiednim biurku sierżant Wrzosek, słysząc tę informację, podszedł do inspektora, spojrzał na raport i stwierdził:
   - Jeżeli w torebce i na marynarce garsonki znajduje się ten sam rodzaj prochu, to świadczy, że kula, która zabiła panią Annę, pochodzi z tego samego pistoletu, który był w torebce Barbary J. Był to więc faktycznie nieszczęśliwy wypadek.
   Nerak uśmiechnął się dobrodusznie i rzekł do sierżanta:
   - Myli się pan. To nie był wypadek. Barbara J. z premedytacją zabiła swoją przyjaciółkę.

   Na jakiej podstawie inspektor Nerak doszedł do takiego wniosku?

  











WOJCIECH CHĄDZYŃSKI

   ŹRÓDŁO: Angora 2010

zagadka XLI

Informację o włamaniu do największego w mieście antykwariatu inspektor Nerak otrzymał o godzinie dziesiątej. Natychmiast, w towarzystwie sierżanta Wrzoska, pojechał na miejsce przestępstwa. Okazało się, że złodziej do środka dostał się przez okno na zapleczu. Po przepiłowaniu krat wszedł do antykwariatu i po sforsowaniu zamka w gablocie ukradł z niej figurkę Buddy wykonaną ze złota.
- To był posążek, którego jako kolekcjoner szukałem od kilkunastu lat - zeznał Ryszard Bykowski, właściciel antykwariatu. - Kiedy dwa dni temu kupiłem go, byłem niezmiernie dumny. Wstawiłem figurkę do gabloty stojącej w moim gabinecie i dziś miałem ją zabrać do domu. Była co prawda ubezpieczona, ale żadne odszkodowanie nie pokryje straty, którą poniosłem jako kolekcjoner.
- Kto oglądał posążek? - zapytał inspektor.
- Wczoraj przed południem moi wspólnicy Krzysztof i Wacław. Kilka razy przy mnie wyciągali figurkę z gablotki, a Wacław nawet ją sfotografował. Byli bardzo zazdrośni, że to właśnie mnie udało się kupić ten cenny okaz. Oni również są kolekcjonerami i mój Budda byłby wspaniałą ozdobą kolekcji każdego z nich. Około godziny szesnastej odwiedził mnie Janusz Serek, znany w mieście zbieracz antyków. Nie wiem, skąd się dowiedział o moim posążku. Przyszedł do antykwariatu i poprosił, abym mu go pokazał. Weszliśmy na zaplecze i kiedy stanął w drzwiach gabinetu i spojrzał na figurkę znajdującą się^w gablocie, oczy zabłysły mu z pożądania: Wróciliśmy do salonu sprzedaży i wówczas Serek zaczął błagać rnnie, abym sprzedał mu Buddę. Oczywiście nie zgodziłem się. Ta odmowa tak go zirytowała, że wyszedł, nie pożegnawszy się nawet.
- Kogo pan podejrzewa? - spytał Nerak.
- Moi wspólnicy, jak i Serek, mieli ogromną ochotę wejść w posiadanie tego posążka. Nie ma jednak żadnych podstaw, aby któregoś z nich oskarżyć. Dlatego proszę pana o pomoc.
Nerak dokładnie obejrzał okno, przez które dostał się włamywacz. Na podłodze leżały kawałki rozbitej szyby. Policjant chwilę im się przyglądał, a następnie podszedł do gabloty, w której przechowywany był Budda.
- Czy technicy z laboratorium kryminalistycznego znaleźli ślady linii papilarnych na gablotce? - zapytał inspektor sierżanta Wrzoska.
- Nie ma żadnych. Zostały starannie wytarte.
Poproszeni na rozmowę wspólnicy Ryszarda Bykowskiego zapewnili, że nie mają nic wspólnego z włamaniem.
Po wyjściu z antykwariatu, już w samochodzie, sierżant Wrzosek spojrzał na inspektora i uśmiechając się, powiedział:
- Po pańskiej minie widzę, że już pan wie, kto buchnął posążek.
- Oczywiście, bo złodziej popełnił pewien błąd.

Jaki to był błąd i kto ukradł Buddę?















WOJCIECH CHĄDZYŃSKI, ANGORA 2012