- Panie inspektorze, w antykwariacie
przy ulicy Zamkowej dokonano włamania. Właściciel Aleksander Huzar
twierdzi, że złodzieje ukradli mu cenny Szesnastowieczny rękopis oraz
zabytkową biżuterię wartości około stu tysięcy złotych - informował
przez telefon sierżant Wrzosek. - Komendant prosi, aby zajął się pan tą
sprawą. Ja i technicy z wydziału kryminalistycznego już tam jedziemy.
Kilka minut później inspektor Nerak zjawił się w
antykwariacie. Aleksander Huzar przywitał go w wejściu i poinformował o
wydarzeniu: - W piątek wyjechałem z rodziną w góry. Dziś przyszedłem do
pracy i już w momencie otwierania drzwi wejściowych zauważyłem, że coś
jest nie tak. Zamek, który zawsze lekko się otwierał, tym razem sprawił
mi trochę kłopotu. Kiedy wszedłem do gabinetu, poczułem, jak nogi
uginają się pode mną. W drzwiach sejfu zobaczyłem dziurę. Gdy go
otworzyłem, stwierdziłem, że włamywacz zabrał rękopis i precjoza. Co za
szczęście, że jestem ubezpieczony.
Nerak
dokładnie przyjrzał się uszkodzonemu niewielkiemu sejfowi. Otwór
wycięty w samym środku drzwi był niezbyt duży, na tyle jednak spory, by
bez trudu włożyć przez niego rękę. Wewnątrz, na dwóch półkach, leżały
jakieś dokumenty, a na dnie stały puste pudełka po biżuterii.
-
Ten rękopis był bardzo cennym zabytkiem i w tym tygodniu miał być
sprzedany na aukcji za duże pieniądze - tłumaczył antykwariusz. - W
ubiegły piątek dokładnie go sprawdziłem, czy przypadkiem nie ma jakichś
uszkodzeń, a potem położyłem go obok biżuterii. Do sejfu jest tylko
jeden komplet kluczy, który zawsze noszę przy sobie. Do drzwi
wejściowych antykwariatu są dwa. Jeden mam ja, drugi ekspedient. Dlatego
podejrzewam, że to on mnie okradł. Wie przecież, jak wyłączyć alarm.
Nie ma go dziś w pracy, bo ponoć skręcił nogę i siedzi w domu.
W
tym czasie, gdy inspektor Nerak przesłuchiwał Aleksandra Huzara,
sierżant Wrzosek przywiózł do antykwariatu utykającego ekspedienta. Ten,
kiedy dowiedział się o zarzutach pryncypała, zdenerwowany oświadczył: -
To absurdalne oskarżenie. W piątek wieczorem, wracając do domu,
skręciłem nogę w kostce i cały weekend spędziłem przed telewizorem.
Mieszkam sam, więc z góry uprzedzam, że nie mam świadków.
Po
wysłuchaniu obu mężczyzn Nerak oświadczył: - Według mnie nie było
żadnego włamania. To pan Huzar upozorował kradzież, aby z firmy
ubezpieczeniowej wyłudzić odszkodowanie.
Na jakiej podstawie inspektor Nerak doszedł do takiego wniosku?
WOJCIECH CHĄDZYŃSKI
ŹRÓDŁO: ANGORA 2011
Rozwiązanie:
Jeżeli otwór został wycięty w samym środku
sejfu, to wkładając przez niego rękę, można było wyciągnąć tylko te
rzeczy, które znajdowały się na półce drugiej. Rękopis i biżuteria
znajdowały się na dnie sejfu, a więc dostępu do nich blokowała półka
druga.
Ja dodam od siebie drugą rzecz - skoro właściciel "oskarżał" ekspedienta o kradzież na podstawie tego, że miał drugi komplet kluczy - to dlaczego był tak "zdziwiony" problemami z zamkiem? ;)
OdpowiedzUsuńGenialna, trafna uwaga :D
OdpowiedzUsuńA nawet jeśli dało się dostać ręką dna sejfu, to jakim cudem przez dziurę wielkości dłoni złodziej wydostał ten rękopis? I Zostawił opakowania po biżuterii, przecież to trochę nie ma sensu
OdpowiedzUsuńChciałabym jeszcze dodać, że włamywacz nie zostawiałby pudełek, nie traciłby czasu na wyciąganie biżuterii, tylko zabrał wszystko.
OdpowiedzUsuńAntykwariusz był zdziwiony zanim zdał sobie sprawę z włamania. To zdziwienie jest opisane w czasie przeszłym. Natomiast pudełek nie mógł wyjąć gdyż otwór jest za mały ale mógł wyjąć rękopis zwijając go i chwytając dłonią jak kij. - wzdłuż ręki.
OdpowiedzUsuń