Zmierzch
zapadł już na dobre. Andrzej N. - właściciel kantoru, jak co dzień o
tej porze, przygotowywał gotówkę, aby ją zawieźć do banku. Zapakował
banknoty do torby, pożegnał ekspedientkę ze stoiska sąsiadującego z jego
kantorem i ruszył do wyjścia. Kiedy otworzył drzwi, zimne krople
deszczu oraz podmuch wiatru na chwilę go oślepiły. „Ale mam pecha,
gdybym wyszedł chwilę wcześniej, zdążyłbym jeszcze przed deszczem dobiec
do samochodu" - pomyślał. Postawił kołnierz kurtki i pędem ruszył w
kierunku swojego audi stojącego kilkanaście metrów dalej na parkingu.
Kiedy otwierał drzwiczki, usłyszał za sobą szelest. Zanim zdążył się
obejrzeć, poczuł uderzenie w tył głowy i usłyszał: - Puszczaj torbę!
Na szczęście cios nie był zbyt silny i Andrzej N. nie stracił
przytomności. Błyskawicznie odwrócił się do napastnika i, okładając go
torbą, zaczął wzywać pomocy. Bandyta, zaskoczony taką determinacją
właściciela kantoru i przeraźliwym krzykiem obserwującej napad kobiety,
rzucił się do ucieczki. W świetle ulicznych latarni i mimo siąpiącego
nieustannie deszczu, napadnięty dostrzegł, że bandyta miał na sobie
granatową kurtkę, dżinsy, a na głowie głęboko naciągniętą czarną czapkę,
podobną do tych, jakich używają narciarze.
Chwilę po tym
zajściu, obok oszołomionego jeszcze Andrzeja N., z piskiem opon
zatrzymał się granatowy passat. Wysiadł z niego młody mężczyzna,
podszedł do właściciela kantoru i przedstawił się:
- Jestem
inspektor Nerak z policji. Akurat przejeżdżałem obok i w głośniku
radiostacji usłyszałem, jak oficer dyżurny informował załogi radiowozów o
tym napadzie. Jak był ubrany napastnik i w którym kierunku uciekł?
Chwilę później Nerak objeżdżał okoliczne ulice. Skręcając w jedną z
nich, zobaczył młodego mężczyznę otwierającego drzwi czerwonego forda.
Jego rysopis oraz ubiór dokładnie odpowiadały opisowi, jaki podał
Andrzej N.
- Łapy na dach samochodu, nogi w rozkroku i ani drgnij! - krzyknął Nerak, wyskakując z radiowozu.
Mężczyzna w granatowej kurtce posłusznie spełnił polecenie policjanta.
- No proszę, proszę, stary znajomy Adaś ksywa „Klamka" - westchnął
Nerak, sprawnie przeszukując zatrzymanego. - Czy to nie ty przypadkiem,
parę minut temu, napadłeś na faceta, dwie ulice dalej?
Oburzony „Klamka" zaprzeczył:
- Odwal się pan. Nie słyszałem o żadnym napadzie na właściciela
kantoru. Cholerne życie! Jak tylko coś się zdarzy, to zawsze jestem
winny. Dosłownie przed chwilą tu przyjechałem i zaparkowałem auto.
Chciałem odwiedzić kumpla, który mieszka niedaleko. Okazało się, że nie
ma go w domu. Wszystkiego jestem w okolicy niecałe trzy minuty. Kiedy
więc miałem napaść na tego faceta?
Inspektor, słuchając wywodów
zatrzymanego, zajrzał pod jego auto. Następnie uśmiechając się,
wyciągnął zza paska spodni kajdanki i oznajmił:
- Kłamiesz, „Klamka". Dlatego mam prawo przypuszczać, że to ty dokonałeś tego napadu.
Kilka minut później, w komendzie, wzięty w krzyżowy ogień pytań,
„Klamka" przyznał się do przestępstwa. Rozpoznał go też Andrzej N.
W jaki sposób inspektor Nerak zorientował się, że bandyta kłamał,
mówiąc, że nic nie wie o napadzie? Miał ku temu aż dwa powody. Jakie?
WOJCIECH CHĄDZYŃSKI
ŹRÓDŁO: ANGORA 2010
Rozwiązanie zagadki:
Zaglądając pod samochód „Klamki", Nerak zobaczył suchy asfalt. O
ile pamiętamy, chwilę przed napadem zaczął padać deszcz i padał
nieustannie. Wynika z tego, że sprawca przyjechał wcześniej i oczekiwał
na ofiarę. Bandyta wsypał się też, twierdząc, że nic nie wie o napadzie.
Jeżeli to nie on napadł na Andrzeja N., to skąd wiedział, że ofiara
ataku jest właścicielem kantoru?
Jest bug! Skoro napadu dokonał w porze deszczowej to musiałby zaparkować po innym samochodzie dokładnie gdy tamten odjedzie aby mieć pod sobą sucho :P To z napomknięciem "Nie słyszałem o żadnym napadzie na właściciela kantoru" trochę lipne, nikt tak nie mówi.
OdpowiedzUsuń