czwartek, 18 lutego 2016

zagadka XLIII

Niedzielne przedpołudnie upływało w żółwim tempie. Muzeum od momentu jego otwarcia odwiedziło tylko pięć osób. Pani Ala, pilnująca sal z obrazami na pierwszym piętrze, zamknęła książkę, z trudem podniosła się z krzesła i ruszyła na obchód. Zwiedzających co prawda nie było, ale regulamin nakazywał sprawdzanie galerii co pół godziny. Kiedy weszła do sali, w której wisiało wspaniałe płótno Antona van Dycka, minęła jednego z pracowników ochrony, sprawujących pieczę nad muzeum. Szedł szybkim krokiem i nerwowo spoglądał na zegarek.
- Widać i jemu czas się dłuży - pomyślała pani Ania i poczłapała dalej.
Przeraźliwe wycie urządzenia alarmowego rozdarło ciszę w chwili, kiedy wchodziła do ostatniego pokoju. Sygnał dobiegał z jednej z sal, które miała pod opieką, i informował, że któryś z obrazów został zdjęty ze ściany. Dysząc z przejęcia, ruszyła z powrotem.
- Całe szczęście, że jest ten ochroniarz - szepnęła do siebie. - Sama bałabym się tam wchodzić.
Kiedy wbiegła do sali, przeżyła szok. Na ścianie, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się niewielkich rozmiarów obraz Wojciecha Kossaka, sterczał tylko hak. Kątem oka dostrzegła też wybitą szybę w otwartym oknie.
- Pani Aniu, proszę nie podchodzić - krzyknął pracownik ochrony. - Złodziej na pewno zostawił ślady i może je pani zatrzeć.
Kilka minut później do muzeum przyjechał inspektor Nerak. Obejrzał dokładnie salę wystawową i poprosił ochroniarza o relację.
- To wszystko wydarzyło się kilka minut później, jak minąłem się z panią Anią. Ona szła w kierunku ostatniej sali, ja w stronę pierwszej, z której prowadzą schody na parter. Kiedy byłem na klatce schodowej, usłyszałem alarm. Natychmiast wróciłem. Złodziej musiał cały czas stać na rusztowaniu okalającym muzeum i obserwować salę z Kossakiem. Mógł sobie tam stać spokojnie, ponieważ okna tej sali wychodzą na nieuczęszczane podwórko. Był więc pewien, że nikt go nie zauważy. Kiedy zobaczył, że z panią Anią oddaliliśmy się, wybił szybę, otworzył okno od zewnątrz, wszedł do środka, zdjął obraz i uciekł przez otwarte okno. A tyle razy mówiłem dyrektorowi, że to rusztowanie na zewnątrz budynku skusi kiedyś złodziei.
- Kto dziś z obsługi muzeum jest w pracy? - zapytał Nerak.
- Tylko ja i pani Ania - oświadczył ochroniarz.
Nerak rozejrzał się po sali. Cała podłoga lśniła blaskiem wypucowanego parkietu. Inspektor podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Kilka centymetrów poniżej zewnętrznego parapetu, na zbitym z desek podeście rusztowania, dostrzegł ślady butów i kawałki szyby.
- Czy może pan opisać złodzieja? - zapytał policjant ochroniarza.
- Bardzo mgliście. Kiedy wbiegałem do sali, akurat zeskakiwał na rusztowanie. Podbiegłem do okna, lecz zobaczyłem tylko jego plecy. Był w czarnej skórzanej kurtce, niebieskich dżinsach i białych adidasach. Błyskawicznie zsunął się po drabince na ziemię, przeskoczył niewielki płot okalający podwórko i umknął. Ani przez chwilę nie widziałem jego twarzy.
Nerak jeszcze raz wyjrzał przez okno, potem odwrócił się do ochroniarza i oznajmił:
-Aresztuję pana pod zarzutem kradzieży. Jestem pewny, że nie było żadnego włamania, a obraz pan zdjął ze ściany i gdzieś ukrył.

Na jakiej podstawie inspektor Nerak oskarżył pracownika ochrony?












WOJCIECH CHĄDZYNSKI

ŹRÓDŁO: ANGORA 2010

4 komentarze:

  1. Mam dwie teorie:
    A. Ochroniarz opisał buty włamywacza, choć nie mógł ich widzieć
    B. Szkło leżało na rusztowaniu, nie na podłodze sali w muzeum. Możemy wywnioskować, że zbito ją od wewnątrz, nieudolnie podrabiając dowody rzekomego włamania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy- mogli widzieć buty jak wyjrzeli przez okno. Tu nie chodzi o szkło ale o wypucowaną podłogę. Ktoś to chodzi po rusztowaniu musi mieć buty brudne z wapna i zaprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i po co miałby otwierać okno, w którym wcześniej wybił szybę? Obraz był niewielkich rozmiarów, więc skoro samemu złodziejowi udało się wejść do środka, raczej bez problemu mógłby wyjść razem z nim, nie musząc otwierać całego okna. Zresztą szyba zwykle tłucze się w całości, a przynajmniej w większej części, nie tworzy małego otworu, zresztą potwierdza to to, że (rzekomo) udało się tamtędy przejść całemu człowiekowi. Oprócz tego otwieranie okna zajmuje dodatkowy czas, a na nim złodziejowi raczej zależy. Ochroniarz był na klatce schodowej, która bezpośrednio przylega do sali, w której znajdował się skradziony obraz i zaraz po usłyszeniu alarmu powrócił do tej sali. Był to raczej bardzo krótki czas, a złodziejowi udało się już wybić szybę, wejść do środka, zabrać obraz, otworzyć okno i zeskakiwać na rusztowanie w momencie, gdy pojawił się ochroniarz. Musiałby ekstremalnie szybko się uwijać, a i tak wydaje się to niemożliwe do wykonania. Chyba że alarm włącza się dopiero po ściągnięciu alarmu, a nie wybiciu okna, ale w takim wypadku ochroniarz powinien słyszeć rozbijanie szyby, bo był stosunkowo blisko tego miejsca (świadczy o tym również czas, po którym pani Ania usłyszała alarm - ochroniarz nie miałby możliwości odejść daleko, nawet gdyby rzeczywiście znajdował się na klatce schodowej) i już wtedy zareagować.
    No i oczywiście to, że na rusztowaniu znaleziono kawałki szkła, a ślady butów były tylko na zewnątrz (prawdopodobnie robotników), ale już nie wewnątrz muzeum, a jak sam ochroniarz zwrócił uwagę pani Ani, złodziej powinien takowe zostawić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Możliwe, że to zwyczajna literówka, ale ochroniarz wciąż mówił o kobiecie jako o "pani Ani", a na początku zagadki przedstawiono ją imieniem Ala. W dodatku kobieta nie znała go, dla niej jest "jakimś ochroniarzem".

    OdpowiedzUsuń